Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ani papieża, tylko sam poszedłem do niej, do boksu. Spojrzała na mnie, jeszcze gniewna na tamtych, ale, już ucieszona moją obecnością. Poklepałem ją łagodnie, pocałowałem w chrapy, nakarmiłem cukrem i spytałem, czy przypadkowo nie zwarjowała?
— Kujcie! — rzekłem. Furman Karol i kowal, chłopy na schwał, wzięły ją za nogę. Jeszcze się nie obejrzałem, a już leżeli obaj w przeciwnym, pustym boksie na sianie, odrzuceni całą siłą jak piłki. Wątpię, czy nasza świetna Konopacka rzucała kiedy tak dyskiem. Znowu poklepałem Izę, powiedziałem jej parę słów, tylko nam obojgu zrozumiałych i wziąłem za tylną nogę.
Zbaraniała służba. Iza stała jak zamurowana. Od tej daty, musiałem zwsze asystować przy jej przekuwaniu, a kiedy byłem nieobecny w domu, żadna siła przyrodzona i nadprzyrodzona, nie była w stanie podkuć kobyły na tylne nogi. Chłopy koziołkowały jak gruszki, a z boksu leciały drzazgi. Czego się dziwić?!? Grand dama ma zawsze swego stałego fryzjera. ma swego manikużystę — byle łachudra nie śmie tknąć arystokratycznej główki, czy łapeczki.
Czytałem kiedyś, że podobno etykieta dworu madryckiego niepozwalała królowej hiszpańskiej pokazywać ludowi nóg i, kiedy raz, jakiś średniowieczny potentat przysłał królowej parę pończoch w darze — ochmistrz dworu wylał pana