Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i poza wiedeńskim bankierem, miała kilka czworonogów na sumieniu, zatłuczonych kopytami. Jedną kochała tylko Lalkę, klaczusię niewiadomego pochodzenia, której poświęcam na dalszych kartach tej książki, cały ustęp. Dla tej miała nawet uśmiech — bo pozatem była zawsze zimna i ponura, jak osoba, która przeżyła dramat wstrząsający.
Co za dramat przeżyła? niewiadomo. Chyba nieopłakiwała zabitego wiedeńskiego bankiera, ani zatłuczonych towarzyszy przygodnych, stajennych, ani tego, że dzięki niej nie przelałem krwi za cesarza Franciszka Józefa.


IV. NIEJASNE PRZYKAZANIE

Jest takie jedno przykazanie, dość dla mnie niezrozumiałe:
— Niepożądaj żony bliźniego twego, ani domu, ani służebnicy jego, ani wołu, ani osła, ani żadnej rzeczy, która jego jest...
bo pokażcie mi takiego osła, któryby pożądał osła!... Chyba nikt. Żona bliźniego — ewentualnie jego służebnica — hm! to już inna sprawa, albo na ten przykład koń? — ale osioł? ale wół? niepojęte!...
Konia to raz, wyznaję, pożądałem całą duszą. Była to klacz sąsiada, p. Ziętarskiego — szczyt piękna i szczyt wszelkich zalet. Rodziła się po