Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I tak samo chwytające za gardło słowa, kiedy Dudoń-ordynans, opowiadał, że „Siwutek skopany został przez Dońkę i płakał bez śpasu, płakał przytulony do sosny“... a zwłaszcza to wprost prześliczne, tak prawdziwie kawaleryjskie westchnienie gen. Składkowskiego, na widok ostróg, zafasowanych niespodziewanie na froncie od intendentury:
— Biedny Siwutek! Ktoby to się spodziewał, że między nim a mną, nagle... ostrogi!!!
Szczęśliwszy byłem ja, bo między mną a koniem, nigdy nie stanęły ostrogi. Bezpośrednio więc, całym sobą, nieprzedzielony żadną zaporą, odczuwałem drgania końskiej duszy, która jest tak samo różnorodna, jak u człowieka. Są konie lepsze i gorsze z charakteru — są konie genialne, są chytre i zmyślne, są tępe łamagi, są absolutne i beznadziejne kretyny, są maszyny. Znakomite, precyzyjne — ale maszyny.
Słowem — panny mądre i głupie.


II KOBYŁA Z KRĘĆKIEM

Przed wojną, roku 1912, kupiłem od kuzyna mego Feliksa Scazighiny z Przewożca, Prezesa Tow. Wyścigów Konnych we Lwowie, którego fantastyczne przeżycia końskie opisuję na dalszych kartkach niniejszej książki — klacz irlenderkę (hunterkę) MITZI.