Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XCVII.

Mam się pogrążyć między tłum nieznośny,
Iść tam, gdzie spokój wzgardliwie się zżyma,
Gdzie woła uczta i śmiech, darmo głośny,
Co, kłamiąc sercu, policzki wydyma?
Osłabiać ducha, choć w nim sił już niéma?
Na twarz, przymusem ściągniętą, dobywać
Zadowolenie, choć gniew ledwie wstrzyma?
Śmiechem łzom przyszłym brózdy wyorywać?
Ustami skrzywionemi szyderstwo zakrywać?

XCVIII.

Czem ból najgorszy, który starość czeka?
Najgłębsze zmarszczki cóż wyżłobić może?
Z kart życia stracić drogiego człowieka!
Jak ja, samotnym zostać w tym przestworze!
Przed smagającym niechaj się ukorzę,
Że zwiał nadzieje, że serca rozdzielił!
Płyńcie, dni puste! wolne macie łoże,
Odkąd méj duszy radość czas spopielił
I w młode moje lata zło starości wcielił![1]





  1. Ostatnia ta stanca pisaną była, jak głosi notatka Byrona na rękopiśmie téj pieśni, d. 11 października 1811 r.