Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/587

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jaki szal! — ty mi go dasz, mój mężu jedyny!
Mówią, że muzułmanin nie jé wieprzowiny?

93.

„Kochanku, źle ci z brodą, bo twa broda kole,
Tylko ją do wieczora nosić ci pozwolę.
Czemużeś jéj nie zgolił? może utrzymujesz,
Że tu zimniéj jak w Turcji? jakże mnie znajdujesz?
Nie prawdaż, że nie wyjdziesz, mój mężu, z pokoju,
Dopóki nie odmienisz dziwacznego stroju!
Bo plotkarze o tobie prawiliby dziwy.
Jakże masz włosy krótkie! jużeś trochę siwy“.

94.

Co Beppo odpowiedział, tego nie wiem wcale,
To pewno, że go morskie wyrzuciły fale
Na brzegi niegdyś sławne warowniami Troi,
A na których tu dzisiaj zgoła nic nie stoi.
Oczywiście, że zaraz został niewolnikiem;
Zasługi mu płacono chlebem i pejczykiem,
Aż uciekł do korsarzy sąsiedniego beja,
I tam przystał za łotra, zbójcę i złodzieja.

95.

Sturczył się i zbogacił zbójeckim zwyczajem,
Lecz niesłychanie tęsknił za rodzinnym krajem.
Raz będąc sam na wyspie, jak Robinson jaki,
Najął hiszpańską nawę z transportem tabaki,
Która do Korfu biegła, jak z depeszą poseł,
Bo ją dwanaście szybko popychało wioseł.

96.

Aż nagle u przylądka Zielonéj Nadziei,
Cisza trzy dni wstrzymała kamrata złodziei.

97.

Z Korfu na innym statku płynął z bagażami,
Udawał, że był Turkiem, handlował szalami;
Tak uszedł, bo gdyby lud poznał renegata,
Nie wymknąłby się żywcem poczciwy brat-łata.
Więc przybył do Wenecji wesoło i zdrowo,
Objąć żonę, majątek, i ochrzcić się nowo.