Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/533

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lecz to marzenia! Nie mów, czém być zdolny,
Lecz czém jest teraz? To hoży młodzieniec,
Torkwil, buntownik, jak fala tak wolny,
Toobanajskiéj córki oblubieniec.

X.

On siedział z Neubą i patrzał na wody;
Zacnym się rodem piękna Neuba szczyci,
Och! bo i tutaj są wysokie rody,
Chociaż na tarczy żaden herb nie świeci...
Niech się szyderczo śmieją heraldycy!
Lecz jéj ojcowie, dzielni wojownicy,
Słyną wśród nagich téj wyspy rycerzy,
Ich groby dotąd stoją wzdłuż wybrzeży,
Gdy, Achillesie! twojego grobowca
Napróżno oko dziś szuka wędrowca —
Gdy cudzoziemców, zbrojnych piorunami,
Przyniosły łodzie wieńczone ogniami,
Z drzewem, co jeszcze wyższe niż palmowe,
Korzeniem wrasta w spokojne lazury,
A gdy wiatr fale zamąci perłowe,
Szerokie skrzydła rozpuszcza jak chmury,
I niby miasta po morzu pływają,
Aż same fale mniéj wolne się zdają.
Neuha się ślizga w swojéj lekkiéj łodzi
Szybko po falach, jak reny po śniegu,
To białe piany wiosełkiem rozgrodzi,
To jak Nerejda wypluśnie, to pierzchnie,
Widzi olbrzyma, co wali do brzegu,
Patrzy, durnieje. — Okręt na kotwicy
Już się na fali położył powierzchnie,
Jak lew na słońcu, wkoło niego dzicy
Snują się w łodziach, gwarzy rój wesoły...
Tak nad lwem śpiącym letnie brzęczą pszczoły.

XI.

Przybyli biali — i światu staremu
Nowy świat podał ogorzałe dłonie,
Wprzód dziwowiskiem był jeden drugiemu,
Nim podziw przyjaźń rozpalił w ich łonie;
Dzicy ich mile przyjęli jak braci,
Uprzejmość dziewic jeszcze bardziéj wróży