Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/531

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Taka lubieżna jak przedsenne chwile,
A jednak wrząca w pełnéj życia sile,
Kiedy w jéj ciemnéj zwrotnikowéj twarzy
Wymowny wstydu rumieniec się żarzy,
I przez tę słońcem opaloną szyję
Jéj krwi jaśniejsza barwa się przebije,
Tak błyszczy koral przez ciemne tło morza,
I wabi nurka w czerwone swe łoża.
I taką była ta córka Australji,
Szybka i zwinna, podobna do fali,
Gdy cudze szczęście, niby łódkę, pławi,
Nie znając troski, prócz drugich cierpienia...
Dla niéj rozkoszą, kiedy rozkosz sprawi.
Zimny, probierczy kamień doświadczenia,
Co śliczne barwy ze wszystkiego ściera,
Jeszcze jéj żadnéj złudy nie odbiera;
Złe jéj nie trwoży, ona nie zna złego;
Lub jeśli znała, nie pamięta wcale;
Jéj łzy i uśmiech bez śladu przebiegą,
Jak wietrzyk, kiedy ciche zmarszczy fale,
Głębi nie wzruszy, a gór źródła hojne
Znów je wygładzą, znów cieką spokojne;
Aż gdy podziemny wulkan wstrząśnie lądy,
I do dna grotę rozedrze Najady,
Źródła zasypie i jeziora prądy
Zamieni w bagno, gdzie mieszkają gady!
Takaż jéj przyszłość? — Do zmian i zagłady
Wszystko, co ludzkie, wiecznym dąży ruchem,
A człowiek pada, tak jak padną światy,
Lecz sprawiedliwy wstanie śród zatraty,
By nad słońc zgliszczem wiecznie świecić duchem.

VIII.

Lecz któż jest przy niéj wśród skalistych ciemni?
Piękny młodzieniec, syn blękitnooki
Wysp więcéj znanych, ale dzikich niemniéj:
Zimnéj północy młodzian jasnowłosy,
Dziecko Hebrydów, gdzie wartkie potoki
Do ciemnych jezior toczą lodów stosy.
On od powicia burzą kołysany,
Duszą i ciałem przywyknął do gromu.
Z dziecka na wzdęte poglądał bałwany,