Nie znam cię, rodu twego nienawidzę:
Ale w twych licach takie rysy widzę,
Które w pamięci kiedy się raz wrażą,
Z czasem się głębiéj werżną, lecz nie zmażą.
Tyś młody, blady, lecz namiętne bole
Gorzały długo na tém smagłém czole!
Złe oko twoje, choć mię nie urzekło,
Choć jak meteor błysnąwszy uciekło;
Zgadłem, że Turek takiego człowieka
Powinien zabić — lub niech sam ucieka.
Tam... tam.. poleciał. Śladem jego biegu
Szły mimowolnie oczy me wzdłuż brzegu.
A chociaż z taką szybkością prześcignął,
Choć jak latawiec tylko w oczach mignął:
Jego wzrok, jego twarz nakształt pieczęci
Wciśnione czułem w głąb mojéj pamięci.
I długo w uchu huk kopyt słyszałem
Czarnego konia lecącego cwałem.
Spiął ostrogami, wbiegł na wierzch opoki
Ocieniającéj głębinę zatoki;
Obleciał wkoło, znowu na dół gonił,
Skałą od moich oczu się zasłonił.
Zgadłem dlaczego. Temu, co ucieka,
Jest obrzydliwą źrenica człowieka;
On najpiękniejsze na niebiosach gwiazdy
Klnie, że zdradzają ścieżki jego jazdy!
Zbiegając z góry, nim konia nawrócił,
Spojrzenie straszne, jak ostatnie, rzucił.
I wybiegł znowu, znowu w górę skoczył,
Wtém, nagle stanął, konia w bok zatoczył,
I patrzy z góry, na strzemionach staje...
Czegéż on patrzy, tam, w oliwne gaje?
Księżyc na nowiu wschodzi z za gór grzbietów,
Błyszczą nad miastem lampy minaretów,
W mieście wre teraz Bajramu uciecha.
Tu, choć nie dojdą ni wystrzałów echa,
Ni muzułmanów pobożne okrzyki:
Przecież błysk widać każdéj tofaiki,[1]
Bo dziś zachodzi słońce Ramazanu,[2]
Dziś Bajram[3] święcą wyznawcy Koranu —
Dziś. — Lecz ty, Giaurze, kto jesteś? Co znaczy
Twój ubiór obcy i twój wzrok rozpaczy?
Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/259
Wygląd
Ta strona została przepisana.