Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XLIII.

On to szaleńców stwarza, w których żarze
Nowych szaleńców zaród: wodze zbrojne,
Króle, systemów twórce i sekciarze,
Ministry, wieszcze — duchy niespokojne,
Co w tajniach łon swych taką niecą wojnę,
Że ma w nich głupców ich głupiec... Uparta
Ściga ich zazdrość, lecz ich dole znojne
Godneż zazdrości? Jedna pierś otwarta
Nauczy nas, co sława i co władza warta...

XLIV.

Ich dech jest ruchem, a ich życie burzą,
Na któréj pędzą, by paść ostatecznie;
Ale te boje tak ich siłom służą,
Że gdyby dni ich, przebywszy bezpiecznie
Tor, zlały w zmierzch się łagodny, bezsprzecznie
Zmarliby z ciszy — tak jak niesycony
Płomień, co musi strawić się koniecznie
W własnym migocie, tak jak miecz rzucony,
Co zjada się bez chwały, własną rdzą gryziony.

XLV.

Ten, kto na góry szczyt najwyższy pnie się,
W chmur go zobaczy i śniegów koronie;
Kto ludzkość zgniecie lub się nad nią wzniesie,
Ujrzy pod sobą nienawiści tonie;
Chociaż ponad nim słońce chwały płonie,
Pod nim jest ziemia i ocean siny,
Wokół lodowce, a o nagie skronie
Biją mu wichry téj saméj godziny:
To trudu jest zapłatą, co wwiódł na wyżyny.

XLVI.

Lecz precz z tém wszystkiém! Mędrzec świat swój złożył
W swych własnych dziełach, lub do ciebie kroczy,
Matko Przyrodo! któż tym równe stworzył,
Jak te na niwach, gdzie Ren wały toczy?
W bożych utworach Harold topił oczy,
Oślepion czarem, co się z gór wyłania,
Z liści, zbóż, winnic, skał i wód przezroczy,
Z zamków, co smutne ślą nam pożegnania:
Zniszczenie mieszka w murach, które darń osłania.