Strona:Jerzy Liebert - Poezje.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ojczyzny i Anhelli i Chrystus nie strzegą,
Choć wierzy (się) narodem wybranym...
— — — — — — — —
Teraz cię nagle wielka samotność przeraża,
Jak kapłan się odwracasz od swego ołtarza,
I nie wiesz, czy los skrzydłem poety cię darzy,
Czyś tutaj słów przekupniem wśród innych handlarzy.
Pragniesz nieba — przed tobą jak gołąb ucieka
I wzrok zamyka zielona bulwarów powieka.
— — — — — — — —
Teraz Moskwę wspominasz i park i Morozowa willę,
Gdzie klub anarchistyczny miał swoje schronienie,
Gdzieś — w wiedeńskim zaułku — poznał pierwszej miłości płomienie
Najczystsze, a które dziś żądza i namiętność spala.
Kochałeś... której oblicza nie pamiętasz wcale,
Nie dotknąłeś jej ust, piersi, ani dłoni,
Do dziś... mowa ojczysta i śpiewna w wierszach twoich dzwoni,
Jak młoda, pełna czaru, strojna zalotnica.
Już cię nowa uwodzi wdziękami ulica,
Gmach ambasady włoskiej jest jej piersią twardą,
Chorągwiami powiewa w słońcu, jak kokardą........