Strona:Jerzy Liebert - Poezje.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mogiły

Obłęd komendy spada na groby
Odmyka trumny, biega po celach.
To znów nam każą z za węgłów strzelać
Z pod śmierci powstać, ciała wydobyć.


Głos pierwszy

To na wylotach pustych ulic,
Słowem, jak batem trzaskam nad wami
To ponad czasem, ponad dniami
Przenoszę lepszy dzień na kuli.


Głos drugi

Zawsze wielkiemi słowami kłamiesz
A dnie przechodzą mądrze, jednakie.
Cicho wśród mogił. To tylko ptaki,
Z ich chmury czarnej kracze niepamięć.


Mogiły

Z ziemi do nieba, z góry do dołu
Jak krew przeleciał przeciąg po nerwach,
Pod firmamentem tętent się zerwał
Echo na piersi spadło jak ołów.


Głos pierwszy

To w dnie słoneczne młodej wiosny
Powiodłam szeregi do szturmu.
Nad wami! Wy za mną jak chór mój
Przez oba przebiegliśmy mosty.