Dwóch padło, — lecz już na skałę jałową
Drą się żołnierze; ich wrogów szaleństwo
Podwaja wściekłość, gniew podwaja męstwo.
Ale na skałę przystęp trudny, stromy,
A między głazów sterczącemi złomy,
Gdzie tylko orzeł zakłada siedlisko,
Chrystjan dla swoich obrał stanowisko;
A wróg, którego stąd strzałami wita,
Lecz tych, co jeszcze pną się na urwisko,
Dosyć na zgubę owej garstki dzielnéj:
Choć do schwytania nie dosyć są blisko,
Blisko aż nadto na wystrzał śmiertelny,
Chociaż już życie wisiało na włosi,[1]
Jak morska ryba, kiedy połknie wędkę.
Jedne po drugich padły strzały prędkie,
Ale jęk żaden przed wrogiem nie zdradził,[2]
Chrystjan ostatni ginął, — krwią był zlany,
Wróg jeszcze raz go wzywa do poddania...
Żyć już za późno, — nazbyt wielkie rany!
Lecz nie za późno jeszcze do skonania,
Z nogą złamaną jeszcze wlókł się kawał,
Jak pozbawiony swojej dziatwy sokół,
Sczerniałe głazy świeżą krwią swą broczy;
Głos go obudził, lub budzić się zdawał, —
Skinął na wroga, który stał najbliżej, —[3]
Nie miał już kuli, strzelbę podniósł wyżej,