Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/484

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Najbardziej Chrystjan czuł tę śmierć bezchlubną,
Wódz, co ich wszystkich pchnął w tę przepaść zgubną.
On może wyższe niegdyś cele marzył,

1360 
Marzył o innej dla siebie przyszłości!

Lecz na grę jednę całe życie ważył,
Ta gra trwa dotąd, — teraz rzuca kości,
Wszystko niechybną grozi mu przegraną,
I jeszcze taką! — Jednak niezachwianą

1365 
Zachował duszę śród nieszczęścia razów,

Jakgdyby sam już stał się cząstką głazów,
O które wsparty patrzał w lufek końce,
Ciemny jak chmura, co zakrywa słońce.

XII

Zbliża się statek, a jego załoga

1370 
Pełni powinność i nie wie, co trwoga;

Niebezpieczeństwo tyle sobie ceni,
Co zwiędłe liście waży wiatr jesieni;
Jednak obcego woleliby wroga,
Niżli z tym hardym walczyć buntownikiem,

1375 
Co przecie także niegdyś był Anglikiem.

»Poddaj się!« — krzyczą; — odpowiedzi niéma...
Mignęli bronią przed jego oczyma:
»Poddaj się!« — głośniej niż wprzódy wołają,
Lecz tylko skały im odpowiadają...

1380 
I do poddania jeszcze raz wezwali,

A głos ich echo pożegnało w dali,
Potem błysł krzemień, ryknęły wystrzały,
I kłęby dymu podniosły się wałem.
Kule się z hukiem odbiły o skały,

1385 
Padły daremnie, spłaszczone wystrzałem,

A potem przyszła odpowiedź z kolei
Tych, co już żadnej nie mieli nadziei.
Po pierwszym strzale, skoro się zbliżyli.
Chrystjan zawołał: »Ognia!« — i w tej chwili,

1390 
Nim jeszcze echem skonało to słowo,