Dziewica wyspy już siebie niepomna,
Cała kobietą, cała jest miłością!
Tu zimny świat jej nie rani zazdrością,
Głupich pochlebców, podłych zwodzicieli;
Tu cnót przedrzeźniać nikt się nie ośmieli,
Ani tu kiedy urągał szyderca
Wierności, szczęściu, lub czułości serca.
Stała, jak tęcza wzbita ponad burze,
Co mieniąc barwy, piękności nie traci,
I jakbądź łuk swój rozpina na chmurze,
Zawsze błękitu wyłoni przezrocza,[1]
Gdzie o skał grotę łamały się cudnie
Bałwany morza, tam skwarne południe
Spędzili razem; czas mijał z pośpiechem,
Bo go zegara nie przerywa bicie,
Szydzi z człowieka swym żelaznym śmiechem.
Dla nich przeszłości, ni przyszłości niéma,
Ich teraźniejszość w swoich więzach trzyma;
Ich chwil obrazem, ich czasu wymiarem,
Na niebios bani słońce im zegarem,
Godzin nie liczą: dla nich dzień godziną,
Słowików chóry — ich dzwony nieszporne —
Śpiewają różom swe pieśni wieczorne.
Jak się w północnych krajach słońca kładą,
- ↑ w. 604. zawsze błękitu i t.d. — Tęcza, choć sama rozpina się na chmurze, jest zwiastunką, że na innej części nieba, już czystej, świeci słońce.