Ale pełniejsze, gorętsze i krwawsze,
Jakgdyby ziemię żegnało na zawsze;
Jakby w grób skacząc bohaterskim zgonem,
Oni powstali, — wprzód po nieba globie,
A potem w oczy popatrzyli sobie,
Dziwiąc się, czemu słońce już nie świeci?
Czy też doprawdy dzień tak szybko leci?
Jak się świat wkoło niszczy i przetwarza:
On nie na ziemi, lecz w marzeniach żyje,
Nim umrze ciałem, duch w niebo się wzbije;
Czyż mniejsza władza miłości? Jej droga
Kto po niej kroczy, w kochanej istocie
Lepszą połowę widzi własnej duszy,
Ogień przy rzewnej tlejący tęsknocie
Bucha pożarem w uniesień katuszy,
Obsiędą stosy i giną wesoło.
Często, samotni przy natury krasie
Zapominamy o sobie i czasie,
Gdy wody, lasy w uroczej ustroni
Och! czyż nie żyją i gwiazdy i góry?
Czyliż we falach także niema ducha?
Czyż las nie jęczy? Czyż nie płaczą chmury?
Czyliż jaskinia cichych łez nie roni? —
I nim proch jeszcze otrząśnie poziomy,
Dąży tam, kędy wszechświata ogromy.
- ↑ w. 640. braminy — kasta kapłanów w religji Brahmy, bardzo ściśle oddzielająca się od innych warstw społecznych.