Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/430

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
765 
I znów na chwilę życie-m czuł na nowo,

Chwilowo boleść i ulgę chwilowo,
Znów zimna niemoc serce lodem ścisła,
Raz po raz jakaś iskra z mózgu trysła, —
Tchu mi zabrakło — dreszczem bólu drżałem,

770 
Jeden puls, — oddech — i już czuć przestałem.
XIX

»Budzę się — gdzieżem? — cóż to za źrenice
Tak silnie w moje wpatrują się lice?
Istotnież ja to pod dachem przebywam?
Istotnież w izbie — na łożu spoczywam?

775 
Ludzkież to oko? w ziemskim-że to wzroku

Tyle jasności i tyle uroku?
Zamykam oczy i jeszcze się boję,
Czy w męcie myśli dawnych widm nie roję?
Z długiemi włosy, hoża, wdzięczno-lica,

780 
Czuwa siedząca przy ścianie dziewica;

Już w pierwszej chwili mojego ocknienia,
Silniem był uczuł iskrę jej spojrzenia.
Dzikiem i czarnem we mnie wryta okiem,
Rzewnym, litośnym zda się błagać wzrokiem.

785 
Patrzę się — patrzę — i widzę nareszcie

I twarz istotną i rysy niewieście.
Czuję, że żyję, i że już na puszczy
Pastwą żarłocznej nie zostanę tłuszczy.
Młode kozackie dziewczę, ledwie zoczy,

790 
Że z trudem chore znów roztwieram oczy,

Wdzięcznym swą radość objawia uśmiechem, —
A gdy chcę mówić, zbliża się z pośpiechem
Z palcem na ustach, daje znak milczenia,
Abym wszelkiego strzegł się wysilenia,

795 
Na słaby nawet ruch się nie zdobywał

I do sił zwrotu w milczeniu spoczywał.
Bierze mię za puls, szuka go i bada,
Podgłówki moje dokładniej układa,