Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/423

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czułem, jak czarna już mię noc pokrywa,
I znów czasami z oczu moich spływa.
Chciałem się mocą duszy mojej cucić,

535 
Lecz już nie mogłem zmysłom życia wrócić.

Byłem ja w stanie morskiego rozbita,
Co się ostatniej w burzy deszczki chwyta,
To się z nią wznosi, to znów w wałach ginie,
A wiatr go pędzi w wielką wód pustynię.

540 
Drżące mu życie było jak te liczne,

W głęboką północ światła fantastyczne,
Które w malignach wzlatają przed nami,
A z zamkniętemi widzim je oczami.
Lekka to boleść, w krótkiej przeszła dobie:

545 
Lecz sroższy po niej czułem zamęt w sobie.

Bałbym się, przyznam, doznać tak straszliwej
Męki, boleści, przy śmierci prawdziwej,
A przecież myślę, że człowiek przy zgonie
Więcej wycierpi, nim duszę wyzionie;

550 
Lecz mniejsza o to: — kto tylekroć czoła

Nadstawił śmierci, ten zadrżeć nie zdoła.

XIV

»Wracam do zmysłów... Cóż to? skądżem cały
Tak odurzony, — tak zimny, — skościały?
Słabe, leniwe serca mego bicie

555 
Powolne w ciele mem rozbudza życie, —

Gdy wtem ból straszny nagle krew mi całą
Na wstecz odlunął, choć zimną, stężałą.
Dziwny szum, szelest bije mi o uszy
I jakiś mroźny przestrach czuję w duszy.

560 
Widzę nakoniec... lecz cóż mi to oczy

Jakąś powłoką grubą, szklaną mroczy?
Może ja marzę jaką wód nawałę?...
W głębi pod sobą widzę niebo całe,
Jasne gwiazdami. — Nie! — sen mię nie zwodzi!

565 
Dziki mój rumak w dzikszych walach brodzi.