Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/415

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Że się w jej twarzy coś takiego mieści,

270 
Co mię nie skaże na wieczność boleści...

Szczęsny tą szczęścia mego przepowiednią,
Cały-m war uczuć moich wylał przed nią,
Wszystko wyznałem, — Bóg wie, co prawiłem,
Słowa się w trwożnym plątały obłędzie,

275 
Lecz że słuchała, a więc pewny byłem, —

Bo kto raz słuchał, dalej słuchać będzie:
Serce jej czułe, a pierwsza odmowa
Nie znaczy jeszcze ostatniego słowa.

VII

»Kochałem, panie, i byłem kochany.

280 
Mówią, że nigdy nie bywał ci znany

Ten szał tak luby, — jeśli tak jest, panie,
Próżnobym z mojem szczęściem się rozwodził:
Z śmiechem-byś tylko wzgardy patrzył na nie;
Ale nie każdy na króla się zrodził,

285 
Nie każdy twojej duszy hart posiadał,

Coś tak sam sobą, jak ludami władał.
Jestem, lub raczej niegdyś księciem byłem,
Tysiącznym w bojach szykom hetmaniłem,
Wszystkom zgniótł, złamał; z sercem tylko mojem

290 
Ciągle daremnym ścierałem się bojem.

Kochałem, panie, kochano mnie wzajem, —
O! każda miłość byłaby tu rajem,
Gdyby jej koniec mniej bolesnym bywał...
Skrycie-m się tylko z Teresą widywał,

295 
Lecz jeśli szczęściem było to spotkanie,

Szczęściem już dla mnie było czekać na nie.
Za nic dni, noce. — W tej jednej godzinie
Czułem, myślałem — i żyłem jedynie;
Nigdym podobnej nie zaznał godziny,

300 
I gdybym znów był panem Ukrainy,[1]
  1. w. 300. i gdybym znów był panem Ukrainy — w oryg.: »i oddałbym napowrót całą Ukrainę«. Mazepa w oryg. nie traci wiary, że przejściowo tylko opuszcza swoje państwo.