Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/385

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Piękny, miał piórka błękitne z czarnemi,

275 
Zda się był więcej swojski, jak na drzewie;

Ja piękniejszego nigdy nie widziałem!
On tysiąc rzeczy mówił w swoim śpiewie,
Przynajmniej dla mnie, — ja go rozumiałem!
Snadź on samotny był, jak ja, na ziemi,

280 
Chociaż w połowie mniej smutny odemnie.

On, gdym już nie miał nikogo na świecie,
Coby mię kochał, — polubił mię przecie;
Ja tego ptaszka lubiłem wzajemnie.
On jakieś światło na duszę mą rzucił,

285 
On mię uczuciu i myśli powrócił.

Byłże on wolny? — może przez swawolę
Wybiegł z swej klatki, by śpiewać nad moją?
Ptaszku mój! znając tak dobrze niewolę,
Nie mógłbym tęsknić nawet i za twoją.[1]

290 
Może on tylko pod postacią ptaka

Był gościem z raju? O Boże! myśl taka!...
Przecież, gdym płakał i śmiał się zarazem,
Myśl ta rozkosznym stała się obrazem:
Że jeszcze do mnie dusza mego brata

295 
Przyszła w gościnę, aż nie z tego świata!

Lecz raz, gdy ptaszek w górę, w górę leciał,[2]
Postrzegłem błąd mój w złudzeniu stokrotnem:
Gdyby był brat mój, onby nie odleciał,
Tak mię nie rzucił podwójnie samotnym!

300 
Samotnym, jak trup po swoim pogrzebie,

Jak jeden obłok na ogromnem niebie,
Jak w dzień słoneczny jedna chmura mglista,
Gdy reszta nieba pogodna i czysta, —[3]

  1. w. 289. Nie mógłbym tęsknić nawet i za twoją — nie mógłbym sobie życzyć, abyś ty w klatce był razem ze mną w mojej celi, choć twój śpiew tak mnie cieszył.
  2. w. 296. raz, gdy — powinno być tylko: »kiedy« (por. w. 272).
  3. po w. 303 opuszczony obraz oryg.: »jak zmarszczka gniewna w przestrzeni powietrza«.