Piękny, miał piórka błękitne z czarnemi,
Ja piękniejszego nigdy nie widziałem!
On tysiąc rzeczy mówił w swoim śpiewie,
Przynajmniej dla mnie, — ja go rozumiałem!
Snadź on samotny był, jak ja, na ziemi,
On, gdym już nie miał nikogo na świecie,
Coby mię kochał, — polubił mię przecie;
Ja tego ptaszka lubiłem wzajemnie.
On jakieś światło na duszę mą rzucił,
Byłże on wolny? — może przez swawolę
Wybiegł z swej klatki, by śpiewać nad moją?
Ptaszku mój! znając tak dobrze niewolę,
Nie mógłbym tęsknić nawet i za twoją.[1]
Był gościem z raju? O Boże! myśl taka!...
Przecież, gdym płakał i śmiał się zarazem,
Myśl ta rozkosznym stała się obrazem:
Że jeszcze do mnie dusza mego brata
Lecz raz, gdy ptaszek w górę, w górę leciał,[2]
Postrzegłem błąd mój w złudzeniu stokrotnem:
Gdyby był brat mój, onby nie odleciał,
Tak mię nie rzucił podwójnie samotnym!
Jak jeden obłok na ogromnem niebie,
Jak w dzień słoneczny jedna chmura mglista,
Gdy reszta nieba pogodna i czysta, —[3]
- ↑ w. 289. Nie mógłbym tęsknić nawet i za twoją — nie mógłbym sobie życzyć, abyś ty w klatce był razem ze mną w mojej celi, choć twój śpiew tak mnie cieszył.
- ↑ w. 296. raz, gdy — powinno być tylko: »kiedy« (por. w. 272).
- ↑ po w. 303 opuszczony obraz oryg.: »jak zmarszczka gniewna w przestrzeni powietrza«.