Nie budzi żony — ale tak w jej lice
Że gdyby nagle roztwarła powieki,
Mrozem-by śmierci ścięły się na wieki.
Światłem wiszącej lampy objaśniona,
Lśni się kroplistym potem skroń Azona,
Nie wie nieszczęsna, że jej dni zliczone!
I z rannem słońcem Azo śledzi, pyta, —
Lęka się, przecież wieść za wieścią chwyta,
Aż wreszcie wszystko już widzi dowodnie:
Długie wspólnice przestępstw Paryzyny,[2]
Chcąc przed Azonem oczyścić się z winy,
Na nią zwalają zbrodnię, wstyd i karę.
Wszystko już, wszystko odkryte nareszcie, —
Pełną Azona uzyskały wiarę.
Zaprzestał badań, — dosyć już z tych wieści
Serce i ucho wypiły boleści!
Nie cierpiał zwłoki. W radnych panów gronie
Władca ich berła i dziedzic korony,
Na starożytnym Estów zasiadł tronie.
Stoją przed sądem Hugo, Paryzyna;
Jakże jest piękną — jak oboje młodzi!
- ↑ w. 115. kiedy wtem — używa Morawski w przekładach kilkakrotnie, zawsze prawie nie w znaczeniu jakiegoś nagłego zdarzenia, ale spokojnego przejścia od jednego wypadku do drugiego, jak np. tutaj, gdzie nie można sobie wyobrazić nagłego przejścia od niespokojnego snu do »cichszego«.
- ↑ w. 121. długie — długoletnie, przez dłuższy czas będące wspólniczkami.