Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szony żyć wyłącznie z gotówki, nigdy nie jest pewny, czy ją będzie miał. Dla takiego człowieka pieniądz jest bóstwem. Tu hasłem całego życia jest: — Za darmaka nikt nie skaka! — Wszystko inne to fałsz, kłamstwo, hipokryzja lub ciemnota! Gdybyś miał co do świata i życia jakiekolwiek iluzje, to posiedziawszy wśród rybaków, wyzbyłbyś się ich w zupełności.
— Jesteś kupcem — odezwał się pan Tomasz. — Jesteś stroną interesowaną.
— Otóż właśnie dlatego, że jestem kupcem i stroną zainteresowaną, znam ich dokładnie i wiem co mówię. Nie biorę im niczego za złe, niczemu się nie dziwię. Patrzę na nich od tylu lat! Z początku, jak warjat, jeździłem z nimi wciąż po morzu, polowałem razem z nimi, topiłem się... Dziś, gdybyś mi dawał dwadzieścia złotych za to, żebym wyjechał na morze, to ja ci dam drugie dwadzieścia, żeby nie jechać. Przez czas mego pobytu dziewczęta powychodziły zamąż i są już matkami, chłopcy wyrośli na mężczyzn, wielu poumierało, a wraz z nimi odeszło to, co już nigdy nie wróci, czego już nikt nie wypowie. Niema tu jednego człowieka, któregobym nie znał. Nie chcę ich robić lepszymi, nie mówię, że są źli, ale zrozumiej, że to wyspiarze, ludzie morza, o psychologji zupełnie odmiennej od naszej.
— To zrozumiałe.
— Dla informacji: sytuacja zmieniła się o tyle, że dziś podstawą utrzymania rybaków są letnicy. Oni dają detki, z któremi, według zapatrywań rybaków, nie liczą się. Rybak ma z rybołówstwa przeciętnie pięćset złotych rocznie, sto złotych dla niego jest szaloną sumą, więc pomyśl: Cztery pokoje po sto złotych miesięcznie i jeszcze jakieś inne dochody. Więc trzeba, skoro można, wyłudzić jak najwięcej grosza. To samo było w Zakopanem. To już nie rybacy, ale hotelarze. Ach, gdybyś ty wiedział! Nie kłamię, upon my honour, tu psy nawet stają się grzeczniejsze, gdy letnicy zaczy-

78