Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czepienia i wyjścia dla każdej koncepcji związanej z historją i życiem naszego morza i Pomorza, a to począwszy od czasów Wikingów, a skończywszy na czasach najnowszych.
Książka ta nie jest przeznaczona dla szerokiej publiczności, lecz dla tych, którzy tęskniąc do morza, pragnęli i pragną dostać się do niego. Żeromski, wskazując im cały ogrom spraw, niezwykle zawikłanych i trudnych, z morzem związanych, równocześnie daje im nieocenione wskazówki, czego mogą i powinni szukać na morzu, broniąc go zarazem od taniego i łatwego zbanalizowania. Zbyt wielka i szeroka koncepcja Żeromskiego, wtłoczona w jeden tom, nie jest przejrzysta ani harmonijna w formie, mimo wszystko jednak na zawsze zostanie tem pełnem niezmożonej siły ziarnem, z którego, da Bóg, wyrośnie potężne drzewo nowego życia.
O swojej powieści powiedzieć mogę tylko tyle:
Wziąłem ją ze świata dla nas nowego, w którym prawie wszystko jest nam nieznane, bardzo trudno dostępne i mało zrozumiałe. Trudny jest do poznania, opanowania i opracowania sam materjał. Dla nas, ludzi typowo lądowych, samo wniknięcie, wciągnięcie się w życie morskie, jest prawie niepodobieństwem bez szczególnych skłonności, bez tego nieodgadnionego i nieokreślonego pociągu, który ze szczura lądowego robi marynarza — człowieka o swoistym, odrębnym sposobie myślenia i odczuwania. Ponieważ od wielu już pokoleń morza nie mieliśmy, zatem niepodobieństwem byłoby uzyskać ten pociąg choćby tylko dzięki bodaj dorywczym, składanym mu wizytom, lub też odgłosom, jakie mogły dostrzec z jego brzegów gdzieś do środka lądu. Pęd ku niemu dać mogła jedynie nieokreślona, niezrozumiała i niewiadomo z jakiego źródła pochodząca tęsknota, ta sama prawdopodobnie, która wypędza na morze węgorze z naszych błotnistych stawów i zamulonych rzek. O czem to świadczy —

299