Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ka Polska letników przysyła, tylko jeszcze mało, jeszcze mało!
I liczy sobie w duchu Edward Kunsztowny:
— Ja nie chcę więcej, jak trzy tysiące bezzwrotnej pożyczki, żeby rozszerzyć budynk. Tobym sobie przybudował trzy pokoje — a pracy własnej już nie liczę, niech będzie za darmo. Doch ja mam już acht und sechzig i na rybołówstwo wyjeżdżać nie mogę. Stary jestem, niech teraz panowie za mnie pociągną. Czemuż to ja mam jeździć na morze i w sztorm i w plusk i w doukę? Niech jadą młodsi, a mnie należy się żaki wiązać przy ciepłym psiecku. Jo, le trzy tysiące bezzwrotnej pożyczki, żeby mi to Matka Polska dala!
Tak sobie to rozważał w duchu Edward Kunsztowny, stając przed swym domem, z rękami wsadzonemi głęboko w kieszenie, zgarbiony trochę, ogorzały, z przedawnionym zarostem, a ostrym nosem, jak dzióbem „batu”, zwrócony przeciw ciepłej ludzkiej rzece.
— Wśród tego państwa może jest ta gruba ryba, któraby mi te trzy tysiące dala, le jak ją złowić?
Wzrok jego prześliznął się po kilkunastu mniej lub więcej niezrozumiałych postaciach i spoczął na figurze jakoby skądś znanej.
Był to człowiek dobrze starszy, ubrany — Edward Kunsztowny powiedziałby porządnie, bo miał na sobie zatłuszczony i zaplamiony, ale cały czarny żakiet, niesłychanie zmiętą i przekrzywioną krawatkę koloru „tango”, ciemnozieloną czapkę sportową, strasznie brudny kołnierzyk, takież wylatujące z rękawów niezapięte mankiety, pepitowe spodnie i brunatne płócienne pantofle. Szczecinowaty, białoczarny zarost tego człowieka był posępny, jak wyrok bezapelacyjny, oczy zaś, jasne i wodniste drgały, jakoby w pełnym lęku i niepokoju zachwycie. Postawa tego człowieka przypominała postawą psa, który służy i jest z tego powodu bardzo z siebie zadowolony. Człeczyna mianowicie siedział na drewnianym na zielono lakierowa-

19