Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

który w zuchwalstwie pijanej godziny z błyszczącemi oczami zwykł był o sobie mówić jako o największym człowieku Jastarni i Boru, ogromny, śmiały i wierzący w swą siłę, lecz ten, który po wybawieniu od niezawodnej śmierci dwu tonących rybaków, ślubował Bogu do końca życia w sobotę — jako że to się w sobotę wydarzyło — kieliszka wódki do ust nie brać, z wdzięczności za to, iż Bóg mu pozwolił spełnić dobry uczynek.
I nagrodził go Bóg za to — nie zwłócząc. Ledwie wrócił z kościoła, przyszli do niego rybacy z prośbą. Zespuł się im niewód szprotowy, a ponieważ on, rybak zamożny, miał swój własny niewód, zaś na Bałtyku zauważono rzucające się mewy, prosili go, aby im ten niewód pożyczył, ofiarując mu za to wszystko, co za pierwszym razem wyciągną, z tem, że jeżeli nie wyciągną nic, to i tak będą mieli prawo przez cały dzień niewodu używać. Gdy się na to zgodził, poszli wszyscy nad morze, wydali niewód i od pierwszego razu wyciągnęli cztery centnary bretlinżków, które też Emil zaraz władował na wóz i zabrał do wędzarni. Oni zaś ciągnęli przez cały dzień i nie mieli dostane ani kawałka ogona.
Tak nabożnie przygotowywali się rybacy do święta Zmartwychwstania, zgoła nie myśląc o brzuchu, jako że zwyczaj „święconki” był tu nieznany i nawet jajkiem święconem się nie dzielono.
Gdy w Wielki Czwartek umilkły dzwony, gromada chłopców trzy razy dziennie obchodziła kościół, grzechotkami na cztery świata strony groźnie grzechocąc.
Dopiero w Wielką Sobotę wesołe ich głosy obwołały radosne wezwanie:
— Wyganiajta post i kładzieta wrony w grub!
— To znaczy — do garnka, wrony wędrowne, zastrzelone w czasie Wielkiego Postu i zasolone — tłumaczył Kułak Tomaszowi.

278