Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gryzło — i jednego razu, jak wrócił z Gdańska, a miał jednego wypite — zaczął głupstwa gadać, i tak już zostało — gadał głupstwa, aż go do zakładu zawieziono. A dostał tego od iwru, bo miał za dużo dziewcząt i z każdą czynił swoje, a potem — było źle.
Było wyjście z tego wszystkiego, było, i matka myślała o niem, ale trudno było coś mądrego wymyślić. Nie wiedziała, czy Józk zechciałby Duszę za żonę, czy Dusza zgodziłaby się za niego wyjść... Nie mogła go namawiać, bo dziewczyna też nie była w porządku...
— Świństwo wszetko! — oburzała się w duchu.
I Etta nieraz o tem sama myślała, ale też wyjścia z położenia nie widziała. Przedewszystkiem nie podobała się jej Dusza. — Św...! — myślała o niej. Powtóre — odrazę miała do samej myśli o ożenku brata. Była jeszcze do tego stopnia dziewicą, że sama myśl o jakichś poufałościach małżeńskich budziła w niej wstręt. Wiedziała, że małżeństwo jest koniecznością, ale dla żeniących się młodych ludzi miała wzgardę. Ożenek uważała za rzecz poniżającą, za upokarzające i głupie poddanie się silniejszego i rozumniejszego słabszemu i pozbawionemu rozumu — a wychowana wśród mężczyzn za takie istoty uważa dziewczęta. Dlatego każdy „naożeń” był w jej oczach śmieszny, a każdy żeńc — głupi. Przytem kochała Józka, bo dawniej był zawsze wesoły i dla wszystkich dobry. Letnicy tak go lubili, że kto tylko chciał jechać na wycieczkę żaglówką, zawsze jego szukał. I żeby on miał sobie brać tę Duszę?...
— Ładna brutka! — myśli dziewczyna z gniewem.
I jeszcze wesele trzeba wyprawić, a potem Józk ze swym partem do innych pójdzie!
Ale co zrobić? Sama przecie przez nikogo nie proszona, zaczęła... Gdyby nic nie mówiła... Ale sama chciała sprawiedliwości i przez nią dostał Józk ten iwer o Duszę, przez nią kradł wangorze, chciał uciekać do Niemca — a teraz co?

265