Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łożyć się o swej godzinie spać lecz czekać do dwunastej w nocy i jechać gdzieś poto tylko, żeby się pokręcić kilka godzin w tłumie na sali balowej.
— Pan jest nudny i ma pan strasznie podły tytoń — przerwała pani Łucja.
— Przepraszam, nie wiedziałem, nie spodziewałem się... Na miłość boską, czy wy ludzie, zaczniecie kiedy poważnie myśleć!
— Mamy poto specjalistów, którzy myślą za nas a potem piszą, co wymyślą... Drudzy specjaliści oceniają nowe idee, a inni wprowadzają je w życie, tak, że każda dobra nowa idea znajduje bez trudu urzeczywistnienie. Pocóż myśleć? Czego pan od ludzi chce? Ależ śnieg! A gdyby ci, którzy mają pieniądze, nie wydawali ich na zbytkowne i kosztowne „głupstwa”, z czegoż żyliby ci, którzy je wyrabiają?...
— Nie musieliby idjocieć przy wyrabianiu rzeczy zbytecznych, a mogliby wyrabiać pożyteczne!
— Co za huk! Czy to morze tak huczy?
— Tak. Strasznie dziś preszcy!
— Fi donc! Preszcy! Cóż to za słowo?
— Morskie. Morze „ryczy”, jak jest wielki wiatr, „preszcy” — to jest „pryska” w czasie sztormu, gdy fale podchodzą aż do góry, gdy jest wiatr mniejszy — „chrapie”, kiedy burza nadchodzi, „rewy grają“, gdy fale rozbijają się o rewy, wtedy „rewa peńca”, to jest pęka. Rozumie się — fala nad nią pęka...
— Mówi pan, jak Conrad. Lepiej niech pan nie wygłasza kazań, a opowiada o morzu...
— Pani Łucjo! Pani nawet nie wie, jaką mi pani robi przykrość, mówiąc w ten sposób! O morzu! To właśnie morze mnie nauczyło, że ludzie na lądzie żyją przeważnie głupio czyli marnie. Jak ludzie żyją, tak żyje naród — głupio i marnie. Przecie my nie możemy chcieć, żeby nasza Polska żyła głupio i marnie, tem bardziej, — że przebudowa życia jest konieczna — a jeśli się odbędzie pod znakiem gwiazdy bolsze-

250