Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobnego? Czy można sobie wyobrazić skorznie o jednym szwie? „Unsinn” — który mógł się wylęgnąć tylko w polskiej głowie, gorzej, prześladowanie, ucisk biednego, niewinnego Niemca! Z tem można będzie nawet pójść do redakcyj niemieckich gazet. On, dzielny majster niemiecki, zyskał sobie w krótkim czasie taką renommée, że konkurencja wymyśliła ten trick z jednym szwem, żeby się go pozbyć.
To będzie reklama. Jeśli powiedzą, że on ofiarował się z robieniem tych cudownych skorzni — zaprzeczy z czystem sumieniem... Nie, w Gdańsku nic mu nie grozi!...
Ale co zrobić z bialką i z dzieckiem? Ze sobą wziąć ich nie może, boby go rybacy nie puścili. Bialkę i dziecko... trzeba będzie... zostawić!
— Boże!
Szewiec opuścił głowę na piersi.
— Samemu uciec, a Agnes z tą głupią gęsią zostawić! Das geht ja nicht! Tam, w Gdańsku, między swoimi, to było możliwe, ale tu, między tymi dzikimi ludźmi, którzy z pewnością będą się chcieli mścić... Zbiją mi dziecko, zabiją, utopią!...
Przerażenie ogarnia biednego szewieca, ale w głębi duszy głos jakiś mu szepce:
— Wilhelm! Nie bój się, to są ludzie dobrzy. Ani bialce, ani dziecku nic nie zrobią. Szimpfować będą, to jo, ale z głodu im umrzeć nie pozwolą... Oni nie są źli, nie są mściwi... To nie „swoi” — to Polacy!
I szewiec uspokojony uśmiecha się, sam sobie przykiwuje głową, zaciera ręce i powtarza:
— Dobrzy ludzie! Dobrzy ludzie!
Ale to tylko gdyby się nie udało zrobić skorzni o jednym szwie... co przecież jest możliwe i musi być możliwe, bo on widział, widział je w głowie!... Gdyby zrobił te skorznie, mógłby tu zostać i żyć spokojnie między dobrymi ludźmi, i Agnes miałaby świeże powietrze, codzień mleko prosto od krowy...

151