Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

raz dały się słyszeć krzyki, odgłosy kłótni, pijany śpiew.
— Upił się ktoś!
— Za wcześnie! — rzekł niedowierzająco Kułak. — Oni potrafią pić całą noc i nie popiją się. To ktoś komedje wyrabia.
I miał słuszność.
Awantury wyrabiał Józk Chudych, ale pijany nie był, przeciwnie.
Rzecz miała się tak:
Przygnębiony i zgnębiony bezustannemi wymówkami, a także wyrzutami sumienia, Józk postanowił wybrać się na zabawę i rozerwać się trochę. Ani tatk ani neńka pieniędzy dać mu nie chcieli, od brata pożyczać nie chciał, bo już dłuższy czas z nim nie mówił. Sam miał niespełna kilka złotych, a koniak w łazienkach drogi! Ale poszedł, licząc na szczęście.
Rybak sam nigdy nie pije, ma szeroki gest i lubi się postawić. Pokręciwszy się trochę z panienkami i znalazłszy się w gronie kolegów, Józk, z pewną siebie miną, postawił jedną kolejkę — prawda, ten i ów też postawił, ale niekażdy — potem drugą, kupił papierosów, któremi częstował — postawił trzecią kolejkę, a gdy żartami i zręcznem dogadywaniem zaczęto go naciągać na czwartą, wymiarkował, że już go na nią nie stać.
Teraz dopiero zrozumiał swój błąd. Pieniędzy po letnikach już nie było, a pieniędzy węgorzowych dopiero się spodziewano, więc jego kolejki były stawkami, które absolutnie wygrać nie mogły. Wystąpiwszy w roli fundatora, nie mógł schodzić z placu po nędznych trzech kolejkach, byłby to wstyd — bo każdy zrozumiałby wówczas jego manewr z kolejkami i wyśmiałby go. Przez cały wieczór nie miałby już spokoju!
Co zrobić?

132