Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cisza morska. Fala pożera falę, tobijaszki i dobijaki, te małe rybki, używane na przynętę, zjadają się wzajemnie, łososie są drapieżcami strasznymi, foki, merświny, mewy pożerają ryby — wieczna walka, a nie spokój, bezustanne szukanie łupu, korzyści — i przytem zupełna pogoda, zupełna obojętność na tragedje, klęski, triumfy, poprostu — okropności! A na powierzchni znów wszędzie zdradliwe niewody, czyhające na to życie, łodzie, motorówki z tralami, cezami, pławnicami kilometrowej długości, takle z tysiącami haczyków — i wielkie statki, których każda podróż jest łupem, a które, gdy się pokłócą, zaczynają do siebie prać! To — morze!
Tomasz zasmucił się.
— Psujesz mi —
— Stary druhu! — rzekł Kułak, kiwając głową. — Czyż jesteś dzieckiem? Odczytujesz hieroglify napisane na piasku przez fale. Masz życie rybaków! Każdy z nich jest słowem z wielkiej opowieści o życiu morza! Poznaj ich, przyjrzyj się ich życiu i pracy! Zrozumiesz wtedy, że morze to wieczna walka!
Z całej siły uderzył pięścią w burtę łodzi.
— To im powiedz! Ludziom z lądu! Bo to — najważniejsze! Morski człowiek jest człowiekiem walki, człowiekiem nawskroś bojowym! A nam tego właśnie potrzeba! Tego się nasz naród od morza powinien uczyć. Nie o kolorach! Bo takie jest życie! O tem dopiero tu można się niezbicie przekonać.
Tomasz milczał.
— I to właśnie jest cudowna poezja morza! — mówił dalej Kułak. — Tu wiecznie coś się dzieje, dramaty, komedje, farsy, tragedje, co chcesz, cuda rozmaite! O samym wietrze możnaby tomy pisać! Co dzień, co godzinę — nowość, sensacja, niespodzianka! Co tam Monte Carlo w porównaniu z tą grą, która cię trzyma w podnieceniu całemi miesiącami! Ale na to trzeba mieć nerwy stalowe — jak ja! A znasz ty,

124