Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chłopak zaczął się kręcić niespokojnie na stołku. Był czerwony z upokorzenia, wstydu, złości, ale nie wiedział, co odpowiedzieć, nie był na to wszystko przygotowany, zwłaszcza nie myślał sprawy traktować w ten sposób, jak to zrobiła siostra.
Na nią był oburzony.
Cóż on właściwie zrobił złego? Etta wiedziała, co się dzieje wśród młodych, wiedziała, że niewszyscy są święci i niewszystkie, wiedziała też, jaka była Dusza. Pobawili się trochę? — No to co? Nie trzeba było nikomu mówić. Nieprawda, żeby ją wyśmiał! Dusza była nieostrożna, sama się wydała, więc się z niej zaczęto śmiać, ale to przecie śmiech na śmiech, dla zabawy, nie dla złości. Kogo tu takie rzeczy obchodzą? Poco wogóle o tem mówić! Co innego ożenić się, a co innego — to! Zaś żenić się — on nie chce.
Podobnie myślał i stary Paweł. Był doświadczony i mądry, nie potępiał ludzi. Wiedział, co to młoda krew, a kochając bardzo zwierzęta — był wziętym weterynarzem we wsi — i niewiele wyżej ponad nie stawiając człowieka — znał prawa przyrody i niczemu się nie dziwił, choć o tem dużo nie gadał. Nie ganił Duszy, nie ganił Józka, ale musiał przyznać też słuszność córce. Mniejsza o to, co było. Było. A jak teraz będzie? Ludzie się dowiedzieli, gadają, dziewczyna jest pokrzywdzona, ojce w żałości, chłopak zasię żenić się nie chce, młody jeszcze jest, a teraz rozguerzony[1]...
Bomba pękła, poraniła ludzi, ale nikt nie wiedział, co poradzić. Zdawała sobie z tego sprawę Etta i choć sama wniosła skargę, teraz chodziła zgryziona i zła, bo nie widziała wyjścia z położenia.
Ożenek.

Jo, to łatwo powiedzieć, ale zacha sama prosta nie jest. Ożeniwszy się Józek wyjdzie z domu, i wtenczas albo z kim innym zacznie wyjeżdżać na rybołówstwo,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; najprawdopodobniej winno być rozgrzeszony.
109