Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zniknęła z masztu łazienek biało-czerwona flaga, powiewająca podczas sezonu. Przez kilka dni plaża rozbrzmiewała rozgłośnemi okrzykami i piskiem pokojówek i służących, które do wytwornej kąpieli morskiej wniosły bezceremonjalne ożywienie z nad Sanu, Dunajca, Bzury, czy Bugu. Ale już coraz częściej pojawiały się na strądzie łodzie z mancami, pełnemi śledzi srebrnozielonych, do których „pulowania” zbiegały się całe rodziny rybackie. I tu też licznie już suszyły się żaki i morzem pachnące mance śledziowe. Tam, gdzie niedawno wylegiwały się na piasku za osobnem ogrodzeniem uśmiechnięte wielkomiejskie damy, rybacy w ciężkich swych skorzniach wciągali mokre, smołą i morzem pachnące łodzie, a przytykające do wody i przeszkadzające w swobodnem przechodzeniu skrajne deski ogrodzenia znikały jedna po drugiej z każdym dniem, tak, iż wreszcie ogrodzenie rozebrano. Uprzątnięto też ze stegn, prowadzących przez góry nad morze drewniane chodniki, ułożone tam dla wygody letników. I strażnik leśny już nie uganiał po lesie, patrząc, czy kto papierosów nie pali, dziewczęta z wioski nie kryły się z grzebaniem piasku i nie obawiały się grożących za to dziesięciu złotych grzywny — czyli, jak rybacy to słowo przekręcili — „krzywdy”, i nikt już na torze kolejowym nie oglądał się na prawo i na lewo, patrząc, czy pociąg nie idzie. Pawilon restauracyjny nie był jeszcze zamknięty, bo restaurator wysprzedawał resztki zapasów i towaru z sezonu, ale po gościach, którzy się w nim pojawiali, pozostawały na podłodze duże, mokre, czarne plamy.
Zresztą jesień była ciepła, pogodna, a morze — przepiękne. Podziwiał je nieraz przez długie godziny pan Tomasz, samotny, bo pani Łucja, nie uprzedziwszy go, wyjechała następnego dnia po owej kolacji „Pod bałtyckim łososiem”.
— Ha, bardzo słusznie, kobiety mają swe fantazje — powiedział sobie pan Buszyński — ale ona wyje-

99