Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a na brzegu znaleziono ich ubrania. Bo żeby „drugi brzeg“ dał znać o wypadku — o tem nie było mowy. Dziadzio dopiero przypadkiem dowiedział się, co się stało; zapakowawszy odpowiednią ilość ubrań i bielizny i zaopatrzywszy się w przepustki, okrężną drogą do miasteczka dotarł i po długich pertraktacjach chłopców, oskarżonych o samowolne przekroczenie granicy, wreszcie wyzwolił. Wujowie nigdy chętnie o tej przygodzie nie opowiadali, pamiętam jednak, że ilekroć zdarzyło się, iż któryś z nich o niej wspomniał, natychmiast zaczynali się pienić na Żydów, którzy się z nich naśmiewali, gdy ich nagich po miasteczku pędzono.
Przypominam sobie też znany mi z opowiadań drugi wypadek utrzymywania kontaktu z przeciwległym brzegiem.
Mimo obostrzonej kontroli i trudności mieszkańcy obu brzegów utrzymywali ze sobą kontakt nielegalny. Nie mam tu na myśli przemytników, których zresztą z pewnością nie brakło, mówię o różnych rzemieślnikach, jak krawcy, szewcy i t. p. Ci przyjmowali zamówienia i wykonywali roboty dla mieszkańców obu brzegów. Rozumie się, że kontakt ten najżywszy był w zimie, gdy Wisła zamarzała. I otóż zdarzyło się, że pewnej ciemnej nocy jakiś krawczyna z naszej strony postanowił z wykończoną robotą przekraść