Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

batę, do której dała mu niewielki placek. Może to był placek przygotowany dla niej na drogę? A może to był placek któregoś z chłopców, może cały podróżny zapas żywności wszystkich trojga? Nie pytał o to, bo o takich rzeczach nigdy nie myślał. Zjadł. Potem Zbyteczna wzięła mały węzełek i wraz z chłopcami skierowała się ku drzwiom.
Wyszedł za nią na podwórze. W bramie ukłoniła mu się głęboko. Odpowiedział również głębokim ukłonem. Chłopcy padli przed nim na twarz. Pogłaskał ich po ogolonych główkach, z których wierzchołków sterczały rozwichrzone kosmyki włosów. Potem wszyscy wyszli na ulicę. Tam Zbyteczna wzięła młodszego chłopca za rączkę, a starszego pognała przed sobą.
I poszli dobrze znaną sobie drogą.
Odbywali tę podróż niegdyś wygodnie na wysoko wyładowanym wozie, a teraz dreptali pieszo samym skrajem gościńca, którym jechały do wsi długim łańcuchem wozy kupców i okolicznych wieśniaków.
Fu Wang nie wiedział nawet, czy żona i dzieci jadły co na śniadanie, nie wiedział, czy mają choć parę groszy przy sobie, zapomniał o tem, że kobieta, drepcąca na swych