Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzo źle widziane. Zwala się tedy na młodą kobietę mnóstwo zajęć, rzekomo pilnych i nie cierpiących zwłoki, aby jej wyjazd uniemożliwić. Kobiecinka narazie nie buntuje się, lecz marząc o spodziewanym wyjeździe i coraz silniej myśląc o matce, opromienionej teraz blaskiem tęsknoty, coraz to odkłada dla niej jakiś podarunek, a gdy jej zaczynają podarunków odmawiać, kradnie, albo też wymusza je niesłychanemi awanturami i skandalami. Pod tym względem Chinki są straszne.
Wkońcu pozwolenie na wyjazd dostać musi, bo nikt nie ma prawa zabronić jej oddawania należnej czci rodzonej matce. A tedy babina ładuje na wóz podarunki i siebie i szczęśliwa wyjeżdża.
Już sama podróż, pełna przygód dla tej haremowej istotki niesłychanych i niezliczonych, jest nadzwyczajną rozkoszą. Cóż dopiero mówić o pobycie w domu rodzicielskim, gdzie po złożeniu darów kobiecina jest przez jakiś czas mile widzianym gościem. Że jednak zapasy żywności w domu wieśniaka chińskiego obliczone są zawsze skąpo, odwiedziny kończą się zwykle tem, że rodzina matki po jakichś kłótniach czy sporach odsyła żonę do domu męża.