Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

synowej i po staremu sama zajmowała się gospodarstwem. Zresztą opowiadano o niej, że za swych młodych lat trzymała pod pantoflem męża, który szanował ją i czcił bardziej, niż w domu zwykłego wieśniaka uchodzi. Podobno przez całe życie tylko dwa razy ją zbił. Było to nie do wiary, ale tak sama jego żona sąsiadkom opowiadała.
Zbyteczna była na swój sposób szczęśliwa. Prawda — domu i podwórza nie opuszczała prawie nigdy, najdalsze jej wycieczki były do składu miejscowego kupca i to tylko wtedy, gdy nie było pod ręką nikogo, kogo możnaby posłać. Z przyjemnością przyglądała się wówczas nagim, tłustym, pucołowatym dzieciom, bawiącym się w pyle gościńca, obok którego kozy skubały poważnie rzadką, ubożuchną trawkę. Idąc ciasną uliczką wśród dwóch żółtych glinianych wałów, z radością spoglądała na błękitne niebo, po którem uganiały chmury świecące, i zdawało jej się, że jest jak ptak wypuszczony na wolność, że wyszła gdzieś bardzo daleko, poza granice dotychczasowego życia. Śmiała się do kaczek i gęsi, pływających tu i owdzie w rowach, pełnych brudnej wody, dziwiła się drzewom, których nie widziała, a gdy wresz-