szego urzędu w jamenie, o ile będzie wakans. Idą wreszcie uczeni ideowi, którzy nie omijają żadnej sposobności zdawania jakiegokolwiek bądź egzaminu. Są to dziesiątki i setki czcicieli literatury, zdążających z najodleglejszych kątów prowincji ku „Fontannie Światłości“, jaką jest egzaminujący w jamenie dostojny i wielkim sztabem urzędników otoczony Kanclerz Literatury. Młodzi i starzy uczeni idą, umawiając się między sobą o to, kto z kim będzie mieszkał, gdzie w miasteczku będzie można znaleźć mieszkanie, kto ma dobrego poręczyciela, kto w nieodzownym wypadku może się postarać o kogoś, któryby dostarczył rozprawy, ile może rozprawa kosztować, jakie przypuszczalnie będą tematy, i ilu w danym razie kandydatów przejdzie.
Wreszcie wszystkiemi bramami miasteczka wchodzą kandydaci: ludzie młodzi, o twarzach kwitnących, i mężczyźni starsi, z obliczami zwiędłemi — wszyscy w przepełnieniu uprzejmości, niby perliste fontanny, rzucający w powietrze lśniące bryzgi dźwięcznych wersetów z dzieł starodawnych pieśniarzy i filozofów. Z szacunkiem i czcią patrzyli na tych uczonych mieszczanie, stosownie do ich
Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/51
Wygląd
Ta strona została przepisana.