wozy, wprowadzają konie. To kupcy, śpieszący na dzień targowy z towarem.
Fu Wang przyglądał się temu wszystkiemu z zajęciem i miłem uczuciem człowieka nie pracującego, lecz lubiącego przyglądać się pracy, oceniając ją z punktu widzenia estetycznego i filozoficznego. Ale po jakimś czasie odwrócił głowę i wyciągnąwszy się na trawie, wpatrzył się w niebo, widne poprzez gałęzie młodych świerków.
Co jego, uczonego Doktora Literatury, właściwie może obchodzić ta wrzawa ludzka?
Przecież on żyje poza tem wszystkiem!
Chłop jest od tego, aby orał, rzemieślnik — aby pilnował swego rzemiosła, urzędnik dbać winien o prawa państwa, mandaryn kieruje polityką i ma na pieczy sprawy narodowe, wodzowie prowadzą wojny, a obowiązkiem jego, Fu Wanga, jest studjować poetów i historyków, układać piękne rozprawy literackie i składać egzaminy.
Egzaminy!
Cóż pospolici ludzie wiedzą o tych wzniosłych i szlachetnych turniejach wy-