Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wany, przecie tych nowych pasażerów wezmą, bo prom niekoniecznie zaraz musi zatonąć, a opłatę za przewóz wziąć przyjemnie.
Nareszcie prom odbija od brzegu. Przewoźnicy rozstawiają ludzi tak, aby wszędzie była równowaga. Słychać jak zwykle piski zalotnych młodych kobiet, udających przestrach. Słychać okrzyki przewoźników. Ale w miarę jak prom oddala się od brzegu i wypływa na srebrną powierzchnię wody, tłum cichnie. Prom wygląda z góry jak deszczułka, na której ustawiono tłum niebieskich laleczek. Woda prom trochę znosi. Ludzie na nim milczą. Teraz wszyscy myślą o tem, że jednak prom jest poważnie przeładowany, że wielu ludzi na nim jest zbytecznych i że przewoźnicy nie powinni ich byli puszczać, nie powinni byli dla paru groszy narażać na niebezpieczeństwo całej gromady ludzkiej. Oczywiście nikt tego poglądu głośno nie wypowiada, raz dlatego, że to mogłoby być złą wróżbą, mogłoby sprowadzić nieszczęście, a powtóre, ponieważ każdy rozumie, iż przewoźnicy są tu poto, aby zarabiać, chociażby nawet narażając ludzi na utonięcie. Oni z pewnością nie utoną, a co za przewóz wzięli, to wzięli. Tedy nikt się nie rusza, bojąc się,