Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O. Beach zmieszał się. Zrozumiał, że propozycję jego postawiono na gruncie „zasadniczym“. Znaczyło to jej niewątpliwe pogrzebanie.
Zapadło kłopotliwe milczenie. O. Beach nie wiedział, co odpowiedzieć.
— Jest jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz — mówił dalej przewodniczący — o której biały pasterz prawdopodobnie zapomniał. Wprawdzie nasza wieś nie jest najbiedniejsza, jednakże mamy tu kilka rodzin, które nie posiadają ani kawałeczka ziemi i żyją z posług, a między niemi i z noszenia wody. Jeśli biali pasterze postawią tu studnię z pompą, ludzie ci stracą zarobek, z którego bądź co bądź utrzymują swe rodziny. Czy biali pasterze pomyśleli o tem? Czy mają na oku jakieś inne zajęcie dla tych ludzi? Czy biali pasterze w dobroci swej z wdzięczności za podarunek chcą pozbawić biednych ludzi zarobku?
Teraz już biedny O. Beach zdębiał zupełnie.
— Ależ w ten sposób nigdzie nie możnaby stawiać studzien — wykrzyknął zrozpaczony misjonarz.