Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w podwórzach i koło domów nigdzie niema ani drzewka. Błękitnawoszarych ścian domów ani żółtych glinianych wałów nie zdobi nawet gałązeczka dzikiego wina, którego Chińczyk koło domu nie znosi. Czemu? Bo gałązki dzikiego wina zwisają nadół, kiedy gałęzie drzew rosną wgórę. To przynosi nieszczęście.
Zato opodal wsi, niedaleko samego wału lub i za wałem, długim rzędem ciągną się cudowne, cieniste, stare drzewa, ocieniające jednakże tylko głębokie, błotniste glinianki, z których wybierano glinę na cegłę lub budowę domów. Głębokie te glinianki, pełne stęchłej deszczówki lub błota, są królestwem kaczek, gęsi i nierogacizny, a w lecie małych, nagich dzieci, często w nich tonących.
Oto mniej więcej wieś Czternastej Mili, oczywiście przeludniona (Chińczyk do przeludnienia ma słabość), gwarna, pełna ludzi, chodzących latem w lekkich sukniach niebieskich, zimą w grubych, szarych wojłokowych ubraniach.
Takich wsi Czternastej Mili są w Chinach mnogie setki tysięcy, i nie miasta, rozbrzmiewające wrzawą walk politycznych i nowo budującego się przemysłu, ale to morze