Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niec. Myliłby się jednak, ktoby sądził, iż jest to gościniec w naszem znaczeniu słowa. Ta tu droga, wiodąca przez wioskę, nie jest ani równa, ani prosta, ani równomiernie szeroka. Pełna wybojów, to zwęża się niespodziewanie w ciasną uliczkę, przez którą wóz z trudem może przejechać, to znów rozszerza się, znowu się zwęża, skręca nagle pod ostrym kątem na prawo lub na lewo, tu co parę kroków uchodzi w przecznicę, tam znowu pół wsi objechać trzeba, zanim się do jakiegoś domu dotrze, ponieważ na przestrzeni paru kilometrów niema ani jednej przecznicy i nikomu nawet na myśl nie przyjdzie, że ona jest potrzebna.
Co się dzieje na podwórzach, nie widać, bo większość domów, otoczonych zprzodu i ztyłu glinianym wałem, zwrócona jest do gościńca bokiem. Ale nawet jeśli który dom zwrócił się ku drodze frontem, nie pokazuje nic, prócz szpetnej nagości wałów. Także prowadząca na podwórze furta zasłonięta jest niby parawanem glinianą ścianą, nie tyle aby zakryć wnętrze przed nieproszonem okiem ciekawskich, ile aby zatarasować dostęp złym duchom. To jedno tylko widać, że choć tu i owdzie przy gościńcu jakieś drzewo rośnie,