Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wyszukanie grzeczni są oberżyści, jak rozmaite i świetnie przyrządzone podają potrawy! Jak dbają o wygodę gości!
Zkolei zaczął się Hii-Yen unosić nad pięknościami i malowniczością samej Wielkiej Góry. I oto przed słuchaczami rozesłała się naraz olbrzymia równia, urodzajna, wesoła, zielona, z tłustemi, dobrze nprawnemi polami i wonnemi, kwiecistemi łąkami. Tu ozdobne, piękne wille, tam świątynie, osłonione wielkiemi, staremi drzewami, na szerokich drogach procesje pielgrzymów, a w głębi święty, stary jak świat Tai-Szan, góra-ogrom, z szerokim grzbietem i szczytową turnią, zadartą wysoko pod niebo. Zaś dokoła masa powietrza i to nie ladajakiego, przesyconego zapachem stajen, chlewów i bobowego tłuszczu, lecz powietrza prawdziwego, aromatycznego, świeżego...
Wszystko to było bardzo piękne. Doprawdy, chciałoby się na Wielką Górę z kompanją pobożnych powędrować. Ale to niepodobieństwo!
— Niepodobieństwo? Czemuż to? — wykrzykuje Hii-Yen.
— Pieniędzy na to bardzo dużo potrzeba!