Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lwów w owym czasie ożywił się już znacznie, ale stosunkowo był jeszcze spokojny. Do miasta zjechali częściowo tylko młodzi mężczyźni, jedni zawezwani do wojska, inni z powodu komplikujących się skutkiem wojny interesów. Większość letników pozostała na wsi i w zdrojowiskach, przekonana, iż wszystko skończy się na łatwej, krótkiej i oczywiście zwycięzkiej wojnie z Serbją. Dopiero po wybuchu wojny rosyjsko-niemieckiej zrozumiano, iż wojna rosyjsko-austrjacka jest nieunikniona i zaczęto tłumnie zjeżdżać do Lwowa, zwłaszcza ze wschodniej części kraju. Kto był w zachodniej Galicji, w Zakopanem, w Krynicy, ten tam przeważnie pozostał, zwłaszcza kobiety z dziećmi.
Ale ten ruch utonął już w gwałtownej wędrówce rezerwistów, spowodowanej przez ogłoszenie 1-go sierpnia ogólnej mobilizacji, która też zupełnie zmieniła wygląd miasta, podnieciła je, zdenerwowała, zaniepokoiła i wytrąciła z równowagi. Lwów, który zresztą nigdy nie miał zimnej krwi i zbytniego instynktu do działania z rozwagą, stracił tę odrobinę spokoju, na jaką, być może, ewentualnie zdobyłby się, gdyby mu się pozwolono skupić. Nie można tu mówić o jakiejś normalnej reakcji, ponieważ miasto było anormalne, rozproszone, podniecone. Ci, którzy wracali do Lwowa ze zdrojowisk i spokojnych, dalekich wiosek, już po drodze widzieli obraz mobilizacji, która właśnie na prowincji i na wsi miała robić wstrząsające wrażenie. Sceny pożegnania, rozpaczliwa i żałosna determinacja chłopów, żałość i rozpacz płaczących i zawodzących kobiet, pijane pieśni rezerwistów, którzy oczywiście nie żałowali sobie wódki, podróż w skwarze i ścisku, zupełne rozluźnienie wszelkiego porządku na kolejach, zamieszanie a gdzieniegdzie panika, to wszystko działało na ludzi silnie, chwytało ich, nie dając im czasu do opamiętania a stawiając ich przed faktem dokonanym, nieodwołalnym, równocześnie wykazywało bezcelowość wszelkich refleksji i protestów chociażby tylko wewnętrznych. Pod nawałem tych wrażeń ludzie przychodzili do przekonania, że niema tu już wyboru, że na nic się nie zda mieć swoje zdanie. Tak zdezorjentowani i zaskoczeni, machinalnie poszli drogą najsłabszego oporu, wierząc, iż wszystko inne może być zgubne. Odrzucali od siebie wszelki własny pogląd na sprawy, wszelkie własne sympatje i antypatje, wszystko, cokolwiek byłoby sprzeczne z tem, co się działo. Wyrzekali się prawa do własnego zdania, zużywając całą swą siłę moralną na pogodzenie się i dostosowanie się do tego stanu rzeczy, jaki się za-