Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


ROZDZIAŁ II.

zagórscy siedzieli w jadalni po śniadaniu i rozmawiali o interesach. On palił papierosa, strzepując popiół do skorupy z jajka i popijając mocną herbatę, ona, w białym czepeczku i granatowym szlafroku, zebrała talerze, talerzyki i filiżanki, ustawiła z nich wysoką piramidę i tak siedziała, niby już odchodząc, wpatrzona w stół, na którym machinalnie toczyła kulkę z chleba.
Omawiali swą sytuację finansową, która, według optymistycznych obliczeń Zagórskiego, przedstawiała się dość pomyślnie. Sprzedał nieźle swój podręcznik języka litewskiego i w niedalekiej przyszłości będzie musiał napisać chrestomatję lub antologję. Dalej miał pisać podręcznik języka angielskiego i wreszcie zabrać się do układania solidnego słownika kieszonkowego angielsko-polskiego i polsko-angielskiego. Te prace były zakontraktowane. Zagórski, filolog z zamiłowania, zawód swój kochał, a pysznił się tem, że zdołał go wyzwolić i uniezależnić od nienawistnej belferki. Udało mu się znaleźć wydawców, którzy poznali się na rzeczy i zawarli z nim umowę, zabezpieczającą mu utrzymanie i możność spokojnej pracy. Pensja miesięczna nie była