Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

części terminatorzy i czeladnicy różnych rzemiosł, postanowili wtargnąć na salę gwałtem i ewentualnie bol rozbić tak, jak się rozbija wiece. Zamiar swój wykonali częściowo; wtargnęli do ratusza, gdzie się bol odbywał, tam jednak natrafili na silny opór w drzwiach, prowadzących na salę balową, a zabarykadowanych kilku zapomnianemi dekoracjami z przedstawień. Sprowadzona z Tarnowa muzyka grała, kilka odważniejszych par kręciło się po sali, a tymczasem u drzwi coraz głośniej rozlegały się przekleństwa i razy. Szalał tam Rogacz, który jednego z napastników lunął w pysk, drugiego dźgnął nożem. Gdzieś padł strzał rewolwerowy, dwuch atakujących wrzucono w pakę na śmieci, gdzie się szamotali, napróżno chcąc się wydobyć, wreszcie wleciał burmistrz z policjantami, na wszelki przypadek trzepnął w pysk stojącego w tłumie swego syna, a następnie chciał bal rozwiązać. W odpowiedzi na to zwymyślano go, sklęto i wyśmiano, jak zwykle podczas jego publicznych wystąpień, poczem bol spokojnie już trwał do rana. Rogacz pobił też przy tej sposobności najniewinniej w świecie jakiegoś chłopka z którejś z okolicznych wsi. Chłopek zgłosił się na drugi dzień z pretensją do Rogacza, a otrzymawszy sute wynagrodzenie za ból, poszedł odrazu do szynku i tak się z radości upił, że go wieczorem w rowie śpiącego znaleziono.
— Widzisz! — mówił Zagórski do żony — masz bol!
— Ale to przecie guloni!
— Nie. Ten bal urządziło kółko akademickie.
— Nasz bal ma być balem inteligencji.