Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie mądrość, dobroć i niezmącona pogoda starego Wykupa.
— Ty jesteś młoda, ja stary — rzekł raz do żony — nic ze mnie nie masz. Wiem, że się z tym młodym kochasz, no, więc się kochajcie a ja już szynku będę pilnował. Baw się, jak chcesz!
Strasznie to rozrzewniło i wzięło za serce parę kochanków, którzy też, z czystem już i spokojnem sumieniem biegając po okolicznych gajach i wiklach, wielbili gorąco wielkoduszność poczciwego Wykupa i odwdzięczali mu się, jak tylko mogli. Ułożono we troje, że student ma się jaknajpilniej uczyć, aby był gotów na wypadek śmierci Wykupa czemprędzej wziąć ukochaną pod swe opiekuńcze skrzydła. Tak uspokojony co do losu swej małżonki stary szynkarz, patrzył pogodnie w przyszłość i bez trwogi czekał śmierci.
Minęło parę lat, zaczęła się i skończyła Wielka Wojna, student posunął się w nauce o kilka egzaminów, poszedł na wojnę, został audytorem, czuła miłość wciąż trwała, stary Wykup wyszynkował dobrych parę dziesiątek tysięcy piw wielkich i małych i pewnego pięknego, gorącego dnia wiosennego przyszła śmierć, łagodna i bezbolesna. Stary Wykup przestał żyć. Oczywiście, postanowiono mu sprawić pogrzeb wspaniały. Miejscowy chór zarządził natychmiast parę dorywczych prób w celu przypomnienia sobie repertuaru. Czas był cudowny. Zagórski pamiętał, jak spotkał wracającego z próby terminatora krawieckiego, który, nie mogąc na widok błękitu niebios i świetności słonecznej powstrzymać rozpierającego go uczucia radości, nucił wesoło „W mogile ciemnej...“ Rozumie się, tuż za trumną Wykupa z bo-