Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lubiący wypić i naprawdę przywiązany szczerze do swego szynkfasu, na starość ożenił się i miał żonę nie tylko młodą, ale istotnie ładną, brunetkę o ognistych oczach, w miarę korpulentną a przytem sentymentalną i wielce poetyczną. Starego Wykupa Zagórski znał i lubiał jako typ; lubiał go za jego nieskrywane umiłowanie swego wdzięcznego zawodu. Wykup był szynkarzem starej daty i cenił sobie nie tylko zarobek, ale i gościa; kiedy podawał ociekającą pianą szklankę dobrze nalanego piwa, robił to z radością, wiedząc, że schlebi spragnionemu podniebieniu. Gość był mu równocześnie towarzyszem, któremu służył ale z którym się też i bawił i stąd w całem zachowaniu się starego szynkarza była jowialna dobroduszność, życzliwość dla ludzi, szorstka lecz nie obrażająca poufałość i niczem niezmącona pogoda. A przy jego boku, schludna, elegancka i pełna uśmiechów, dreptała jego czarująca żonka, słodziutko gdacząca pulardka prowincjonalna, dodająca sobie w swem przekonaniu szczególnego wdzięku szerokiem rozłożeniem ramion na zewnątrz i zaciśnięciem piąstek. Gdy tak maszerowała, wymachując pulchnemi ramionami, błyskając różem delikatnych fałdzików w ich przegubach i siejąc umiarkowanie i zgrabnie (a miała czem), wszystkie oczy do niej się śmiały, zaś stary Wykup promieniał.
W tem licho przyniosło do miasteczka na wakacje jakiegoś studenta, prawnika, który u Wykupów zamieszkał. Zbytecznem byłoby rozwodzić się szeroko nad tem, co dalej nastąpiło, jako że nastąpić musiało. Pani Wykupowa zaciskała piąstki coraz silniej, wzdychała coraz rzewniej i „siała“ coraz rozkoszniej. I Bóg wie, jak-by się to skończyło, gdyby