Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/382

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

356

O, Tajemnico!
Azali, leżąc na purpurowej wstędze zoloju, zroszonego słonemi falami morza, nie jesteśmy jak kwiaty niespodziewanie zasiane i cudem rozkwitłe?
Wczoraj nic tu nie kwitło i nic tu nie lśniło blaskami drogocennych kamieni, a dziś ty, który przyjdziesz na brzeg, ujrzysz go usiany klejnotami i aż westchniesz na ten widok, bo czyś przyłożył ręki do tej misternej pracy złotniczej, czyś się takiego cudu spodziewał?
To nic, że za chwil parę purpura zoloju zmieni się w błękit. Morze często zmienia kołnierze, a wszystkie szyte są nanizanemi na złoto, drogiemi kamieńmi i wszystkie haftowane są różnobarwnemi muszelkami, odznakami pątników bożych.
Bo dokądże dążymy, jeśli nie do Ciebie, Panie, pielgrzymi odwieczni?
A tedy pozwól, abyśmy Ci dziękczynnie zaśpiewali:
Chwała Ci za to, iż jesteśmy mali!
A wówczas Kamień Podróżnik, nagłym szałem śpiewu chwycony, wzdął pierś potężną i zagrzmiał:
— Wielki Panie! Jestem potężny i niezłomny! Pokonałem w wędrówkach swych wszystkich wrogów, rozbiłem nawet łódź rybacką. Na krańce świata poślij mnie, a wolę twą spełnię!