Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zatoczywszy wielki krąg nad zatoką, poleciały na północ.
A rybak, wciąż jeszcze klęcząc i patrząc za łabędziami, przeżegnał się i przysiągł sobie, że przez całe życie będzie w tym dniu dawać na mszę świętą i przystępować do Komunji świętej.
Bo zrozumiał, iż stał się cud.
Oto dzika łabędzica przed własną jego kulą uratowała mu dziecko i zasłoniła je przed nią własnemi piersiami.
Rozumie się, że do łabędzi więcej już nic strzelał.
Gdy na drugi rok jesienią łabędzie znowu przyleciały, dzieci po dawnemu wybiegały na wybrzeże, wołały, dawały znaki rękami, sądząc, że przyjaciele ich wrócili.
Ale tej zimy żaden łabędź już się do brzegu nie zbliżał.
Może na przyszły rok