Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

haterem tego zdarzenia, tegoż wieczora jeszcze wytoczyła mu surowe śledztwo.
Eryk wyparł się wszystkiego. Kota widział, to prawda, na stryszek pogonił za nim wraz ze wszystkimi, ale co się dalej stało, nie wie, ponieważ na strychu wpadł w siano tak, że nic nie widział.
Mimo gróźb matki, próśb i morałów od swego nie odstępował.
Wobec tego neńka zaprzestała narazie śledztwa, on zaś, zupełnie już spokojny, wybiegł w sąsiedztwo bawić się. Wieczorem z czystem sumieniem zjadł wraz z rodzicami wieczerzę, przy której o pujce już mowy nawet nie było, a potem, jak zwykle, ukląkł przy łóżku do modlitwy.
Ale tu neńka odezwała się naraz:
— Uważaj, Eryku, jeśli zgrzeszyłeś, zrobiłeś co złego, a mnie okłamałeś, Pan Bóg modlitwy twojej nie wysłucha i da do ciebie dostęp Złemu.
— Ja nic złego nie zrobiłem, neńko! — odpowiedział chłopiec po chwili milczenia, bo go słowa matki zaskoczyły.
— Pamiętaj!
Zaczął się modlić, monotonnym, sennym głosem odmawiając niezliczone pacierze, które tatk uważał za niezbędne dla zbawienia jego duszy i utrzymania jej w należytej czystości. Oczy mu się już kleiły, on jednak uważał pil-